Moi rodzice mieli kiedyś Malucha, ale ja słabo go pamiętam. A zawsze chciałem zobaczyć, jak taki filigranowy, polski, swojski sprzęt działa w praktyce, z perspektywy kierowcy. Dzięki zaufaniu niezwykle uprzejmego właściciela pewnego czerwonego Maluszka, udało mi się to wreszcie sprawdzić. Jak to jest mieć Małego Fiata? Nie tak źle, jak wielu mogłoby się wydawać!
Na Malucha lecą dziewczyny
Nie, nie oszukuję się. Racja, może zwrot „Hej, Mała, chcesz zobaczyć mojego Malucha?” nie jest najlepszym tekstem na podryw. No chyba, że chcecie wyrwać specjalistkę od mikrobiologii. Ale przejdźmy do rzeczy – Mały Fiat ma w sobie coś, co przyciąga kobiety. To taki słodziak. Na jego widok mają tak samo maślane oczy, jakby widziały dziecięcą skarpetkę w żuczki, Ryana Gosslinga siedzącego przy kominku i karmiącego niemowlę butelką (o ile niemowlęta jedzą butelki, nie znam się na dzieciach) albo drugie szpilki za pół ceny. Trzeba jednak uważać, bo obcowanie z Maluchem może na początku prowadzić do pewnych nieporozumień. Określenia typu „włącz ssanie”, „siadaj, a ja będę pchał” albo „muszę rzucić okiem na cewkę” wyszły już raczej z motoryzacyjnego słownika i padają teraz w nieco innym kontekście.
Maluch czyni cuda
Pewnego razu stałem z Maluszkiem na stacji benzynowej i mocowałem się z kołpakiem, żeby napompować koło. Podszedł od mnie ojciec z córeczką. Gość w średnim wieku. Chciał pokazać małej kawałek historii. Ona nie była specjalnie zainteresowana, ale jak on patrzył na ten samochód! Jakby zobaczył chatkę z piernika albo pasącego się wolno jednorożca. Fiat 126p działa nie tylko na kobiety. Rozkraczcie się Passatem na jakimś dużym warszawskim skrzyżowaniu. Jeśli zostaniecie ukamieniowani, to nawet się nie zdziwię. W Maluchu nie ma takich problemów. Nikt nigdy na mnie nie trąbnął. A zdarzało mi się stać na zielonym kilka sekund, kiedy, mówiąc „taś, taś”, nerwowo zapraszałem zagubioną jedynkę do powrotu na właściwe miejsce. Maluch jest jak dziecko – zmienia wszystko. Dresy zaczynają zaczepiać was na ulicy, żeby zapytać, jak mogą rozwiązać wasz problem, kieszonkowcy wsuwają wam lizaki do kieszeni, a kierowcy BMW radośnie migają kierunkowskazami na wasze powitanie. Cuda, panie, cuda!
Maluch rozwija duchowo
Jeżdżąc Fiatem 126p zacząłem częściej zwracać się do Boga. Poranki rozpoczynałem od modlitwy błagalnej „Boże, żeby odpalił”. Na szczęście moje prośby zawsze pozostawały wysłuchane, chociaż czasem musiałem prosić kilka razy, jednocześnie kręcąc kluczykiem w stacyjce i kopiąc gaz. W czasie jazdy nie raz z moich ust padało „Jezu, co to!?” kiedy mały Kaszlak zaczynał prychać, jęczeć i dostawać czkawki, a następnie dziękczynne „dzięki Bogu”, gdy wszystko wracało do normy. Zaś kiedy zapomniałem, że długość drogi hamowania tego auta jest równa iloczynowi wszystkich cyfr na desce rozdzielczej i prawie wbijałem się w tył hamującego przede mną samochodu, wnętrze Maluszka rozdzierało „o Boże, nieeeee!”. Opatrzność czuwała, ja dojechałem wszędzie, gdzie dojechać chciałem, a Fiat nadal działa.
Maluch pokazuje, co jest ważne
Działający ręczny? Sprawne hamulce? Przyśpieszenie? Zsynchronizowana jedynka? Kierownica bez luzów? Całe, niezardzewiałe progi? Czy to faktycznie jest w życiu potrzebne? W Maluchu zdacie sobie sprawę, że nie. Liczą się inne rzeczy. Na przykład to, żeby weszła jedynka. Albo nie zgasł na środku skrzyżowania. Każda podróż staje się przygodą. Zmienicie swoje myślenie. Zamiast kalkulować, o której dojedziecie do celu, zastanawiacie się, czy w ogóle to nastąpi. Przekonacie się, że nic nie jest pewne. To prawdziwa nauka życia. Coś więcej, niż jazda samochodem. Tym bardziej, że dla wielu Fiat 126p nim nie jest.
Maluch uczy prawdziwej motoryzacji
Przywykliśmy do tego, że dzisiejsze samochody są w miarę niezawodne. A przy tym na tyle skompilowane, że rzadko kto decyduje się na samodzielne naprawy i zwykle gdy coś się dzieje lądują u specjalistów. Z Maluchem sytuacja ma się zgoła odmiennie. Przede wszystkim jego konstrukcja jest złożona niewiele bardziej niż anatomia roweru. Wiele rzeczy da się w nim naprawić używając domowych, wypracowanych przez pokolenia metod. Wystarczy telefon do brata/ojca/wujka/dziadka. To też okazja, by dowiedzieć się więcej o polskiej motoryzacji, budowie samochodów i przekonać się, że to wcale nie jest czarna magia. A jeśli wcześniej jeździliście tylko nowszymi, zagranicznymi autami, zobaczycie, jak to jest nie mieć ABS-u, wspomagania kierownicy, o klimatyzacji i kontroli trakcji już nie mówiąc.
Maluch powiększa cojones
Nowoczesne samochody przyzwyczaiły nas do jeszcze jednego – silnego poczucia bycia odizolowanym od reszty świata. Grube boczki drzwi, masywna deska rozdzielcza wypełniona kłębami kabli, odporna tapicerka, sztuczne aluminium i karbon wytwarzają kokon wokół kierowcy i pasażerów. Dają – może często dosyć złudne – poczucie komfortu i bezpieczeństwa. W Maluchu nie ma takich wrażeń. Cienka jak plasterek sera mierzwionego blacha chroni najwyżej przed opluciem. A to, jak już wcześniej wspomniałem, w tym aucie nie grozi. Daje za to niesamowite wrażenia w trakcie wyprzedzania tirów. Spokojnie, po pewnym czasie odruch krzyku przechodzi. Trzeba mieć w sobie trochę odwagi, żeby pędzić (żartowałem) tym autem po obwodnicach.
Maluch obniża koszty tankowania (jednego)
Narzekacie, że przy każdym tankowaniu pozbywacie się ostatnich oszczędności? Bak Malucha ma pojemność żołądka przeciętnego Amerykanina, czyli 21 litrów. Przez to za każde zalanie pod korek płaci się nie więcej niż stówę! Fajnie, nie? Co prawda spalanie Małego Fiata wcale nie jest takie niskie. A ten, którym jeździłem to już w ogóle nie wylewał za kołnierz. Może to jakaś specjalna wersja? Googlowałem, ale nigdzie nie piszą, jakoby kiedyś powstał Fiat 126p „Kwaśniewski Edition”. No i trzeba oczywiście znaleźć CPN, którego dystrybutory są w stanie odmierzyć tak niską wartość. Ale pamiętajcie – nie więcej niż stówa za wachę przy każdym tankowaniu! Taki tekst zawsze brzmi dobrze. Jest jeszcze jeden temat. Wspominałem już, że Maluch ma słabe hamulce. Dlatego każdy manewr wytracania prędkości musi być zaplanowany od a do zet. Nie ma żadnych wspomagaczy. To uczy przewidywania sytuacji na drodze. Sprawia, że staniecie się lepszymi kierowcami.
Jazda Maluchem w dzisiejszych czasach jest jak powrót do przeszłości. To niesamowita zabawa. Szczególnie dla kogoś, kto robił prawo jazdy już na zagranicznych, bardziej zaawansowanych technicznie autach. To prawda, trudno jeździć tym (nie bójmy się tego słowa) samochodem na co dzień. Ale przygody przecież nie mogą trwać zbyt długo, bo wtedy przestają być przygodami.
Zdjęcia: AUTSIDER